Post Aleksandra Jedenaka, tym razem opisujący dwie tajemnicze sprawy dotyczące wypadku Ayrtona Senny. Jedna to zniszczona czarna skrzynka, druga to obraz z kamery w bolidzie Brazylijczyka, który urywa się na sekundy przed wypadkiem.
Czarna skrzynka
Już w pierwszych doniesieniach pojawiły się pogłoski, że tzw. "czarna skrzynka" z bolidu Senny została zniszczona w tajemniczych okolicznościach.Pod pojęciem owej "czarnej skrzynki" kryje się specjalny komputer, instalowany przez producenta bolidu, w tym wypadku Williams Grand Prix Engineering, który przechowuje dane dotyczące praktycznie wszystkich zmiennych, jakie związane są z działaniem bolidu: wszelkich możliwych temperatur, ciśnień, sił działających na auto, wreszcie poczynań kierowcy, dotyczących sterowania, używania przepustnicy, hamulców i sprzęgła, oraz zmiany biegów. Jest to więc urządzenie, które rejestruje w bolidzie praktycznie wszystko, co można zarejestrować.
Dane te zbiera na odcinku jednego okrążenia toru, po czym, kiedy bolid mija linię start-meta, przesyła je do specjalnego sensora, umieszczonego w boksach. Inżynierowie w ten sposób śćiagają dane z zakończonego okrążenia, podczas gdy "czarna skrzynka" się resetuje i zaczyna gromadzić nowe dane, z nowego okrążenia. I tak w kółko, przez cały wyścig. Przynajmniej tak to wyglądało w 1994 roku.
W bolidzie Senny zamontowane były dwa takie komputery - jeden przekazujący dane Williamsowi, drugi, zapisujący dla dostawcy silnika, firmy Renault, dane związane z jego pracą. Informacje z tego drugiego komputera były również dostępne dla teamu Williams. Był on (ten komputer) jednak zorientowany przede wszystkim na parametry dotyczące pracy silnika - inne dane, pochodzące z urządzenia Renault, należy uznać za jedynie "orientacyjne". Dlatego właśnie dla rekonstrukcji całego zdarzenia największe znaczenie miała skrzynka teamu Williams.
Wracając więc do tego, od czego zacząłem - wcześnie pojawiły się mało subtelne aluzje, że urządzenie to zostało zniszczone w "tajemniczych okolicznościach". Osoby prowadzące śledztwo w sprawie wypadku są przekonane, że komputer, który wyjęto z rozbitego Williamsa, zniszczono następnie za pomocą młotka, aby dane, które zawierał, nie ujrzały nigdy światła dziennego. Widząc, że doszło do mistyfikacji i niszczenia dowodów, niektórzy z "dochodzeniowców" bali się o własne życie.
Prof. Adolpho Melchionda, ekspert w zakresie metalografii i mechaniki, który miał zbadać "czarną skrzynkę", otrzymał ją MIESIĄC po wypadku. Powiedział: "Wyjęto ją zza fotela Senny i zabrano. Kiedy wreszcie zwrócono mi ją trzydzieści dni później, była zepsuta - nie można jej było użyć, ponieważ została roztrzaskana. Gniazda 'wyjścia' i 'wejścia', których normalnie użyłbym, aby 'skrzynkę' podłączyć do komputera i odczytać dane dotyczące reakcji kierowcy i bolidu - nie istniały. Wyglądało na to, że ktoś, najwyraźniej za pomocą młotka, rozbił 'czarną skrzynkę', która mogła nam dostarczyć wszystkich potrzebnych informacji. Była jednak bezużyteczna. Każdy z ekspertów, pracujących nad tą sprawą, WIE co było przyczyną wypadku, ale boimy się mówić. Niektórzy boją się o swoje życie."
Ciekaw jestem, czy tą przyczyną, o której bano się mówić, było pęknięcie drążka kierowniczego. Takie bowiem ustalenia opublikowała ostatecznie komisja ekspertów prokuratora Passariniego.
Prześledźmy teraz drogę, jaką odbyła "czarna skrzynka" po wypadku. Tuż po odholowaniu wraka Williamsa do garażu i zanim został on skonfiskowany przez włoskie władze, mechanicy tej ekipy wyjęli "skrzynkę" ze szczątków auta. Takie postępowanie było wbrew przepisom, jednak delegat techniczny FIA, Charles Whiting udzielił im zezwolenia. Ostatecznie musiała ona zostać przekazana sądowi, zanim jednak do tego doszło, ekipa Williamsa i Renault miała nieograniczony dostęp do kluczowych informacji o tym, co się stało, zanim bolid uderzył w betonową ścianę.
Osobą, która wyjęła "czarną skrzynkę" ze szczątków Williamsa był Fabrizio Nosco. Przed sądem zeznał, że zrobił to za osobistym przyzwoleniem Whitinga. Stwierdził też, że poza kilkoma zadrapaniami obydwa komputery były nietknięte. "Skrzynka Renault była tuż za kokpitem. Wyjąłem ją za pomocą dużych szczypiec. Natomiast komputer Williamsa umieszczony był z tyłu, za chłodnicą, obok koła, z prawej strony bolidu. Widziałem w swoim życiu tysiące tego typu urządzeń i wyjmowałem je w celu badania. W tym przypadku obydwa były nie naruszone,jeśli nie liczyć kilku zadrapań. 'Skrzynka' Williamsa zdawała się przetrwać wypadek."
Tymczasem Bernard Duffort, specjalista w zakresie elektroniki silnika w firmie Renault, twierdził, że urządzenie Williamsa nosiło ślady uderzenia i było zniszczone. W czasie badania okazało się, że nie zawiera żadnych danych. Francuz zeznał, że informacje z komputera Renault zostały zapisane na twardym dysku w dniu wypadku, a kopię, wraz z urządzeniem rejestrującym, w dniu 18 maja, przekazano włoskim władzom. Wtedy jednak "oryginalne" dane ze "skrzynki" nie nadawały się już do odczytania, ponieważ w Paryżu przeprowadzono na niej testy, które, w konsekwencji, doprowadziły do wymazania wszystkich znajdujących się w niej informacji.
Jako świadek stanął przed sądem także Charles Whiting, wspomniany przeze mnie delegat techniczny FIA. Zapytano go o powody wydania zezwolenia sprzecznego z przepisami, których Whiting sam był autorem. Zezwolił on na przekazanie "czarnych skrzynek" wydobytych ze zniszczonego Williamsa inżynierom tego teamu, powinien był zaś zatrzymać je i wydać odpowiednim władzom. Whiting odpowiedział, że powodem tego była paląca potrzeba natychmiastowego przekonania się o przyczynach dziwnej utraty kontroli przez Sennę, by uratować od niej drugiego startującego w zawodach kierowcę Williamsa, Damona Hilla. Potwierdził też zeznanie złożone dzień wcześniej przez Bernarda Dufforta, twierdząc że "czarna skrzynka" Williamsa nie przetrwała wypadku i wszelkie próby ściągnięcia z niej jakichkolwiek danych, przeprowadzone jeszcze na torze, spełzły na niczym.
Zeznanie to pozostawało w bezpośredniej sprzeczności z tym, co wcześniej powiedział sądowi Fabrizio Nosco, człowiek, który osobiście wydobył z wraku obydwa komputery, a także z opinią Marco Spiagi (m. Spiaga), eksperta w dziedzinie elektroniki, według którego "czarna skrzynka" mogła być użyta. Podtrzymywało zaś oficjalne oświadczenie teamu Williams, według którego urządzenie zostało zniszczone podczas wypadku i żadne dane nie mogły zostać z niego odzyskane.
W całej historii jest wiele sprzeczności. Poza oczywistymi, a więc dotyczącymi zeznań poszczególnych świadków, jestem zobligowany wspomnieć o tym, że zgodnie z materiałami, które czytałem, Fabrizio Nosco był mechanikiem Williamsa, a nie człowiekiem zatrudnianym przez FIA. Sądzę, że musi to być jakaś pomyłka. Trudno jest mi bowiem sobie wyobrazić, by ktoś taki, jak mechanik zatrudniony przez ekipę F1 i sowicie przez nią opłacany, zeznawał sprzecznie z oficjalnym stanowiskiem swego pracodawcy. Informacji o tym człowieku szukałem w wielu miejscach, także w Sieci, ale nic nie udało mi się znaleźć. Byłbym więc wdzięczny za informację.
Druga sprawa to jeszcze większa zagadka. W tym samym opracowaniu wspomina się bowiem jeszcze o drugim człowieku, który przed sądem zeznał, że własnoręcznie wydobył z Williamsa "czarną skrzynkę". Nie wiadomo, jaki był jego stosunek do Fabrizio Nosco i jego czynności przy wraku, trudno mi też wywnioskować, kto w końcu nieszczęsną "skrzynkę" wyciągnął. Człowiek ten, Simon Scoins, będący w ekipie Williamsa odpowiedzialny za downloadowanie danych telemetrycznych, zeznał: byłem zszokowany, zdjąwszy pokrywę z bolidu Senny. 'Czarna skrzynka' Williamsa uległa przesunięciu nad skrzynię biegów, o jakieś 180 mm od swej właściwej pozycji. Trzy z czterech jej gniazd były rozłączone lub zniszczone. Zabrałem ją do warsztatu, gdzie próbowałem ją podłączyć. Była bezużyteczna. [...] O analogicznym urządzeniu firmy Renault nic nie wiem."
Ostatecznie, mamy więc do czynienia z dwiema osobami, które utrzymują, że własnoręcznie wydobyły "czarną skrzynkę" z wraku FW16. Co więcej, ich zeznania pozostają w całkowitej sprzeczności. Nie wiadomo też do końca, a przynajmniej ja nie wiem, kim jedna z nich, tak naprawdę, była. Bez trudu wyczuwa się, że sprawa jest "brudna" i dziwi mnie, że najwyraźniej nikt z kompetentnych osób się nią nie zainteresował.
Film z bolidu Senny
Kolejną mocno "podejrzaną" zagadką, obok kwestii "czarnej skrzynki", jest tajemnica filmu nagranego przez kamerę, umieszczoną na bolidzie Senny. Tutaj sytuacja jest właściwie jeszcze bardziej klarowna.Prawa do transmisji telewizyjnych z wyścigów Formuły 1 posiada Związek Konstruktorów Formuły Jeden (FOCA), kierowany przez Berniego Ecclestone`a. Obraz z bolidów zapewnia FOCA TV, która w `94 roku zainstalowała kamery na dwudziestu autach spośród dwudziesu sześciu startujących. W każdej chwili mogli oni śledzić obraz z czterech dowolnych bolidów, na sprzedaż (dla poszczególnych stacji telewizyjnych) był zaś obraz z trzech wybranych aut.
Film z kamery umieszczonej na bolidzie Senny po raz pierwszy ujrzał światło dzienne za sprawą Roberto Cabriniego, dziennikarza pracującego dla brazylijskiej TV Globo, od wielu lat transmitującej F1 dla tego blisko 150-milionowego narodu fanatyków sportów motorowych. Film wyemitowano na antenie. Kończył się on 1,4 sek przed kontaktem bolidu z betonową ścianą. Natomiast film, który przekazano włoskim władzom, był o pół sekundy dłuższy. Dlaczego? Czy uznano, że za pierwszym razem wycięto zbyt dużo? FOCA od początku twierdziła, że rzeczony film urywa się przed opuszczeniem toru przez Williamsa Senny, 0,9 sek przed uderzeniem auta w ścianę. Nikt nie potrafi jednak wytłumaczyć, skąd na taśmie wzięło się dodatkowe 0,5 sek, których nie było w materiałach zdobytych przez Cabriniego.
Prokurator, prowadzący śledztwo w sprawie wypadku Ayrtona Senny, Maurizio Passarini, do tego stopnia był przekonany o zaistnieniu przestępstwa, że oskarżył FOCA o przetrzymywanie dowodów. Dziennikarzom powiedział: "Jestem przekonany, że film przekazany przez FOCA jest niekompletny. Wskazuje na to kilka szczegółów i zamierzam podnieść to w sądzie." Prokurator zakwestionował też złą jakość 14 sekund nagrania z kamery umieszczonej na bolidzie Gerharda Bergera, realizator transmisji (jak twierdzi) przełączył się bowiem na obraz z kamery Austriaka, kiedy Sennę od kontaktu ze ścianą dzieliło 0,9 sekundy.
Pracownicy FOCA, którzy 1. V. 1994 zajmowali się przekazem telewizyjnym, Alan Woolard (reżyser), Eddie Baker (producent) i Andy James (realizator) zeznali przed sądem, że czysty przypadek sprawił, iż film kończy się tuż przed tragicznym wypadkiem. Stwierdzili, że już ok. 10 sekund wcześniej podjęli decyzję o przełączeniu się z kamery Senny na obraz z bolidu Ukyo Katayamy, ponieważ Senna był liderem wyścigu i przed jego autem nie działo się nic ciekawego. Tak naprawdę jednak, kolejnym ujęciem był obraz z bolidu Bergera, a nie Katayamy - i również było na nim widać tylko pusty tor, ponieważ Senna i goniący go Schumacher mieli już wtedy nad jadącym na trzecim miejscu Austriakiem kilkusekundową przewagę. Kiedy zapytał o to Passarini, usłyszał odpowiedź, że wciśnięto niewłaściwy przycisk i, przez pomyłkę, wybrano obraz z kamery Bergera. Błąd miał też być przyczyną interferencji, które pojawiły się i były na filmie widoczne, kiedy rejestrowano jeszcze obraz z bolidu Senny i trwały, dopóki ujęć z auta Austriaka nie zastąpiły zdjęcia z bolidu Katayamy.
Prokurator pytał też, dlaczego ekipa Williamsa weszła w posiadanie tych materiałów 15 dni po wypadku, podczas gdy odpowiednie władze musiały na nie czekać aż do 9. IX. Tłumaczono, że zaszło nieporozumienie. Ludzie z FOCA sądzili, że prokurator prosił o przekazanie mu nagrań samego uderzenia auta w ścianę, które, jak ciągle utrzymywali, nigdy nie istniały. Passarini skwitował to podsumowaniem: "To jest właśnie typowy przykład lekceważenia, z jakim świat Formuły 1 traktuje to śledztwo." Niedługo później wszczął postępowanie przeciwko Woolardowi, Bakerowi i Jamesowi w sprawie domniemanego złożenia przez nich fałszywych zeznań, które uznał (jak się wyraził) za "niepokojące lub wprost komiczne, jeśli nie tragiczne". Prokurator od początku był przekonany, że materiały video, dostarczone przez FOCA organom prowadzącym postępowanie, zostały spreparowane, a mówiąc dokładnie, że wycięto z nich ostatnie 0,9 sekundy. Ponadto, w opinii Passariniego, za niedorzeczne należy uznać tłumaczenie, że o przełączeniu się realizatorów z kamery Senny na zdjęcia z bolidu Bergera właśnie w krytycznym momencie zadecydował zbieg okoliczności, tym bardziej, że wcześniej nagrywali oni sygnał z kamery Ayrtona nieprzerwanie przez 9 minut. Zdaniem Passariniego, kamera Senny działała aż do tragicznego końca, a FOCA nagrała te materiały; jest też przekonany, że brakujący obraz dowiódłby jego twierdzenia o pęknięciu drążka kierowniczego, kiedy Senna wciąż był jeszcze na torze i przed uderzeniem w betonowy mur.
Mimo szczerych chęci, nie udało mi się dowiedzieć, jak do tych podejrzeń ustosunkował się sąd. Trudno jednak odmówić logiki i sensu rozumowaniu Passariniego.
autor: Aleksander Jedenak. Artkuł dodany za jego zgodą, pochodzi ze strony http://www.senna.prv.pl/