Początkowo sprinty miały wpływać na ustalanie kolejności startowej do Grand Prix, ale ta część została porzucona. Zmieniono także liczbę punktów przyznawanych za sprinty, co ma swoje plusy, ale czy to naprawdę dodaje emocji?
Osobiście nie jestem zwolennikiem tego pomysłu. Z jednej strony mamy już ponad 22 Grand Prix w sezonie, a kolejny rok ma być ich aż 24. Dodanie 6 sprintów oznaczałoby aż 30 wyścigów w sezonie. Nie wszyscy mają czas, aby poświęcić co drugi weekend na pełne śledzenie F1.
Dodatkowo, dominacja Red Bulla i Maxa Verstappena wprowadza nieco przewidywalności. Kto będzie siadał do 30 wyścigów, gdy z góry wiadomo, kto wygra?
Zespoły także zgłaszają swoje zastrzeżenia. Ograniczenia w ustawieniach samochodów, brak widowiska na torze i obniżone znaczenie samego Grand Prix to kwestie, które budzą niezadowolenie. Nie wspominając o wzrostach kosztów w przypadku wypadków i przeciążenie mechaników.
Wydaje się, że warto byłoby zapytać kibiców o ich zdanie i poszukać długoterminowego rozwiązania dla formatu sprintów. W końcu to my, fani, tworzymy pulę emocji wokół Formuły 1.
Komisja do spraw F1 już zapowiedziała wczoraj, że przepisy sprintów w przyszłym roku ulegną zmianom, ale szczegóły nie zostały jeszcze ustalone.